To będzie notka przeładowana zdjęciowo. Ja wiem... Do czego to podobne, żeby 9 zdjęć wlepiać?! Inaczej nie mogę. Zaraz wrzesień, październik, listopad, grudzień, a ja zostanę, jak ta głupia pani, z letnimi zdjęciami. Z tej okazji, tylko dziś, przedstawiam aż 3 dni z wypadu do Szwajcarii. Zdjęcia ani trochę nie szafiarskie, raczej
turystyczne, ale co to za różnica, kiedy wszędzie i tak wychodzę jak Mała Kluska? :)
Tak, na jednym zdjęciu jestem jak wyjęta z pocztu królów i książąt...
Bluza- cropp town T-shirt- stradivarius Spodnie- h&m Trampki- no name ( a może i know, ale nie umiem sobie teraz przypomnieć)
Top- zara Tuniko-szmizjerka- stradivarius Spodnie- h&m
Wychwaliłam się tu jaką to będę rakietą przy wrzucaniu tych wpisów i
wszystko ucichło jakoś. Winę zrzucam na zbliżającą się sesję
poprawkową. W myśl zasady- "Nie uczyłeś się wtedy, baranie, to teraz
cierp", musiałam sobie znaleźć nowe priorytety. Priorytetami są
obecnie książki. Niemniej, jednak postaram się wszystko pięknie
nadrobić (chodzi o szafę, wyników sesji nie gwarantuję :) ).
Sukienka jest łupem wyprzedażowym. Przeceniona o ponad 150 zł. Nie
pojmuję jak jej cena kiedykolwiek mogła zawierać trzy cyfry. Nawet nie
wisiała na wieszaku, tylko leżała sobie gdzieś tam... Nikt jej nie
podniósł, bo pewnie wszyscy myśleli, że to szmata do podłogi.
Gdy ją założyłam w przebieralni, Moje krzyknęło- "Ją zaprojektowała Zośka!"
Tu rodzi się pytanie kim jest Zośka? Spieszę z wyjaśnieniem.
W moim rodzinnym mieście, na moim dawnym osiedlu mieszkała Pani Zosia.
Pani Zosia nigdy nie wylewała za kołnierz. O Pani Zosi krążyły
legendy- o tym jak w pijackim letargu biegała po mieście w stroju
panny młodej, o gwoździu w jej dłoni, czy o kolejnych kochankach. Dla
mnie zawsze zagadką był Jej głos- śmiało mogłaby być wokalistą death
metalowego zespołu. Jaka Pani Zosia, by nie była- dla mnie zawsze
będzie stałym elementem krajobrazu mojego dzieciństwa (jakkolwiek
patologicznie, by to nie brzmiało :) ).
Niniejszym, prezentuję sukienkę z Zośka Collection
Sukienka- zara (choć ja i tak wiem swoje) Sandały- deichmann Torba- no name
Na początku byłam zadowolona z tej sesji, potem zaczęłam się wahać, by na końcu dojść do wniosku, że jeśli ktoś chce przeciwstawić się teorii "less is more", to powinien się właśnie tak ubrać. Za dużo, nic nie pasuje, a w dodatku nie mam nic na swoje usprawiedliwienie... No, jak uprzedzałam- znów towarzyszy mi Gargamel. W końcu nie od parady jestem nazywana przez przyjaciela- Łysiejącym Gargamelem.
Ciągnie swój do swego
Żakiet- zara
Bluzka- no name
Spodnie- h&m
Trampki- converse
Torba- no name
Były zażalenia, że ze mnie rakieta, że przedobrzyłam z szybkością
wpisów, to zrobiłam wam tygodniowy urlop od mojej osoby. No, ale
niestety wróciłam :)
Doszła nowa porcja zdjęć, więc, jeśli nikt się nie obrazi, wrócę do
starego codziennego trybu wklejania notek. No, muszę... No, inaczej
nie mogę. W końcu grudzień mnie zastanie w tych letnich sukieneczkach
na zdjęciach i dopiero będzie wstyd...
Bluzko-sukienka- second hand Spódnica- vintage Sandały- deichmann Torebka- no name Pasek- jakiś bazar, o którym wstyd pisać
Przepraszam za jakość powyższej notki, ale właśnie wróciło mi się ze
Szwajcarii i wciąż nie mogę się zaaklimatyzować w domu. Proszę się nie
martwić- niedługo wróci mój lekko żenujący, rubaszny styl :)
Ponoć jestem rakietą, jeśli chodzi o teksty. Miło słyszeć, acz mam wrażenie, że w moim przypadku tylko początki wyglądają tak pięknie. Kilka zaległych sesji nadal zaśmieca mi pulpit, więc rakietą pozostanę do ich wyczerpania lub mojego bliskiego wyjazdu do Szwajcarii.
Sesja dziś bez Gargamela, za to ze Staszicem w tle. A raczej Staszicem u boku :) Podobnie jak z Gagemelem tak i ze Staszice nie utożsamiam się. Acz już chyba z Panem G. więcej mnie łączy. Przez całe dzieciństwo Stanisława niejasno kojarzyłam tylko z osobą Abrahama Sterna, a to chyba źle świadczy albo o mojej dziecięcej wiedzy albo o wszechobecnej semickiej (nie mylić z antysemickiej) propagandzie w moim domu.
Sukienka- second hand Kamizelka- stradivarius Sandały- deichmann
Obiecuje kiedyś pokazać cudowny haft na plecach sukienki/ koszulki nocnej. Ach, tak. Włosy się zmieniły :)
Tytuł mało adekwatny do ubioru, ale jak najbardziej do tła. Z tego miejsca chciałabym uprzedzić, że Herr Gargamel będzie mi tu często towarzyszył. Placyk z Wyżej Wymienionym jest częstym miejscem spotkań miejscowej bohemy, czyli gówniarstwa z pobliskiej szkoły muzycznej, a dla mnie jednym z niewielu plenerów zdjęciowych (sic!). Wakacje są czasem, który spędzam niestety (a może i na szczęście) z daleka od, znacznie bardziej fotogenicznego Krakowa, więc zostało mi moje rodzinne miasto, które prócz rzeczonego Pogromcy Smerfów ma mi w tej kwestii niewiele do zaoferowania. Oj, chyba po takim wstępie lepiej nie pisać, gdzie mieszkam, bo jak się na mnie rzucą lokalni patrioci, to czeka mnie los Jagny z "Chłopów" :)
Bluzka (która, jest sukienką, ale o tym- ciii...) - second hand Spódnica- h&m Torba- no name Sandały- deichamann Beżowe "coś"- second hand
Dopiero po kilku dniach skojarzyłam, ten strój z jedną ze stylizacji Koleżanki Aife. Jestem "ściągara", jak mówiły przedszkolaki :) Cóż, refleksja u mnie przychodzi chyba najpóźniej, a inspiracja jest chyba bliźniaczą siostrą pamięci...
To też wiedeńska notka. Tyle, że w przeciwieństwie do ostatniego
wpisu, tu nie muszę nikogo do tego przekonywać. Jest bruk? Jest. Jest
dom Mozarta? Jest. No, Wiedeń jak się patrzy!
Jakoś tak się dziwnie składa, że po raz kolejny i sukienka i
kwiatuszki i falbanki. Proszę jednak nie ulegać, broń boże, złudzeniu,
że ze mnie takie słodkie dziewczę jest :)
Sukienka- new yorker Buty- deichmann Torba- no name (po raz kolejny apeluję o tymczasowe niezwracanie uwagi na beżowe coś :) )
To chyba wstyd okrutny i hańba wielka tak dwa razy pod rząd występować jako cukierek, ale zaświadczam- mogę z tym żyć. Jak człowiek niewiele ma z uroczej, filigranowej dziewczyneczki, to niech tyle ma z życia, że może się czasem za nią przebrać :) Tak, poza tym, zdjęcia jak zwykle nieaktualne, bo sprzed miesiąca. Przepraszam... I jest to z podróży do Wiednia. Nie do babci na wsi. Naprawdę!
Sukienka- carry (leżą ich tam wielkie, nieprzebrane kopy :) ) Sandały- bershka Bransoletka- h&m Torba- no name (na to coś , co leży na torbie proszę nie zwracać na razie uwagi)
I nie polecam chodzenia w takich sandałach po deszczu. Grozi zyskaniem renty na resztę życia... Chyba , że kogoś interesuje łatwy zarobek.
Jestem jak ten misiek, który występował z Margolką w "Domowym przedszkolu". Taka pierdoła ze mnie :)
Dwadzieścia jeden lat poświęciłam na poszukiwania Barana z książki dla dzieci i Barona z bajki dla dzieci.
Poza tym to chyba źle, że nie tłumaczę tekstów na angielski...