Kiedy wczoraj zasypiałam miałam jakiś wyż kreatywności i krocie pomysłów na notkę. Wyż skończył się wraz z dzisiejszym włączeniem komputera.
Zdjęcia już nieaktualne, bo wyjście w takiej kurtce na dwór obecnie, może się wiązać ze świadomym narażaniem swojego życia. Przynajmniej w mojej opinii. Zimno się porobiło.
Wiem, że rajtki nie pasują, melonik chwyciłam w ostatniej chwili i chyba jednak nie był to najlepszy pomysł mojego życia. Nic mi się tu nie zgadza, ale notkę wrzucam, bo przy obecnej temperaturze nieprędko nadejdą czasy, gdy odważę się pokazać w bluzce, bez kurtki na dworze. Poza tym jest jeszcze skórzana spódnica (acz skórzana nie do końca, bo w jej „skórzaność” nie wierzę, a reszta jest wykonana z takiego mięciutkiego czegoś :) ), którą dostałam od Mojego i dziś „nadejszła wiekopomna chwiła”, gdy wreszcie mogę się pochwalić. No, to się chwalę.
Na buty proszę nie patrzeć. To są buty-fafuty, które krzywią nogi, ale obecnie są jedynymi ciepłymi butami w mojej szafie. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo jestem aktualnie w fazie nieśmiałego uśmiechania się do butów moich marzeń.
Poza tym jako, że moje lenistwo sięga zenitu i jakoś nie po drodze mi z pięknymi plenerami, pragnę rozpocząć cykl- „z kamerą wśród obdrapanych kamienic Krakowa”.
Bluzka- h&m
Spódnica- przent, więc nie wnikam
Rajtki- calzedonia
Melonik- h&m
Buty- new yorker
Kurtka- vintage